Burza.

Jerzy Szyszko



Oddawanie honorów


Te wojskowe obyczaje
znane są od tysiącleci -
że honory się oddaje,
wiedzą o tym nawet dzieci.

Różnie zwyczaj ten wyglądał,
w ciągu wieków był zmieniany,
lecz gdy źle ktoś honor oddał,
mógł być za to ukarany.

Taki gest, na powitanie,
gdy się nie używa mowy -
zwykle przez salutowanie,
a czasami przez skłon głowy.

Jak bezbłędnie się zachować
to określał regulamin,
by tę sztukę opanować,
nie wystarczał tu egzamin.

Tarcia między rocznikami,
tak jak wszędzie, ciągle trwały,
choć nowymi zwyczajami
regulamin omijały.

Bo z rocznika najstarszego,
choć był nawet stopniem młodszy,
niedorajdą i lebiegą,
to nie salutował pierwszy.

Na przepustkach co innego,
trzeba było się rozglądać,
gdy spotkało się starszego,
należało honor oddać.

Regulamin wciąż pulsował,
coś tam ciągle poprawiano,
gdy go każdy opanował,
zaraz nowy wprowadzano.

Wtedy się popisywali
różni gnuśni urzędnicy,
takie zmiany wprowadzali,
że kabaret można ćwiczyć.

Aby honor oddać godnie,
ktoś był święcie przekonany,
że wystarczy nogę podnieść -
nie, potrzebne były zmiany.

Przy mijaniu, wyprzedzaniu,
był dotychczas krok marszowy,
teraz przy salutowaniu
musiał być defiladowy.

Gdy poprawki weszły w życie,
to panika była straszna,
zresztą sami ocenicie -
tak we wszystkich było miastach.

I na zewnątrz, i w koszarach,
gdy żołnierze się mijali,
na krok była jedna miara -
tylko się cywile śmiali.

...


To kolegów są relacje,
co z przepustek powracali,
z pierwszej ręki obserwacje,
a część sami przeżywali.

Każdy żołnierz na ulicy,
konfrontacji chciał uniknąć,
szeregowy, czy oficer -
chciałby jak najszybciej zniknąć.

Można przejść na drugą stronę,
w sklepie gdzieś, za róg się schować
i kiosk Ruchu da osłonę,
wszystko, by nie defilować.

Gdy ktoś tyle szczęścia nie miał,
była jedna na to rada,
dość - nie będę już uciekał,
niech się dzieje maskarada.

Popłynęły jak z estrady,
w szum uliczny względnie cichy,
głośne kroki defilady
i przechodniów skryte śmiechy.

Gdyby szli tak naprzeciwko,
pan generał z szeregowym,
doszliby do siebie blisko...
dalej krok defiladowy.

Obaj niemal równocześnie -
niby pierwszy szeregowy
salutowałby jak we śnie -
a generał? - z bólem głowy.

Bo się komuś wydawało,
że jak żołnierz nogę wzniesie,
włoży w to energię całą -
dyscyplina się podniesie.

Szczęściem się nie sprawdził wątek,
stary sposób, a wciąż kusi,
lecz odezwał się rozsądek,
mimo drylu każdy myśli.

Po tak przykrych doświadczeniach,
szybko się opamiętano,
by uniknąć ośmieszenia,
"defilować" zakazano.

Do honorów oddawania,
już sprężysty krok wystarczył,
bo i bez defilowania
cieszył się szacunkiem starszy.

Ja też swą przygodę miałem -
pełniąc służbę dyżurnego,
różne sprawy załatwiałem,
wciąż gdzieś włażąc na starszego.

Aż szło echo od klepania,
dwóch się mija - defilada,
no, już dość defilowania,
na kompanię szybko spadam.

...


A tu nagle, gdzieś zza bloku,
postrach szkoły wszedł w tę drogę,
ja już jestem na widoku,
więc wycofać się nie mogę.

To był on, od spraw liniowych,
wszyscy go się bardzo bali,
był ponury, drobiazgowy -
zwykle przed nim uciekali.

Gonił wszystkich, z przekonania,
oficerów, podchorążych,
bo miał manię ich sprawdzania
i prowadził ich na drążek.

Na ogródek nasz sportowy,
tam kto chciał to sobie ćwiczył
i był wtedy sprawny, zdrowy,
a kto nie chciał, to się byczył.

Tam im się podciągać kazał,
tych, co szybko zawisnęli,
na przyrządach innych sprawdzał -
myśmy z okien to widzieli.

Gdy go tylko zobaczyłem,
błyskawiczną miałem wizję,
prawą nogę "usztywniłem", -
już wyjaśniam swą decyzję.

Gdybym stawiał kroki niskie,
choćby zarzut nie był słuszny,
to ze swoim stanowiskiem,
mógł mnie nawet zdjąć ze służby.

Jedną nogę podnosiłem,
ile tylko było można
i z impetem nią waliłem,
drugą nisko i z ostrożna.

Chyba mu się podobało -
wielkie chęci wykazałem,
z "chorą" nogą, jak się dało,
jakoś tam defilowałem.

A zastępca, przykładowo,
zgodnie z miarą nogę wznosił,
całkiem regulaminowo -
jakby się o brawa prosił.

Jakąż miałem satysfakcję -
defiladę odbierałem,
z "chorą" nogą miałem rację -
a jak w duchu się uśmiałem.

Ktoś z kolegów to filował,
a gdy ujrzał zdrową nogę -
aleś ty go wyrolował,
chylę czoło - no nie mogę.



Aktualizacja strony: 12 grudnia 2014 r.


© 2007 - 2014 Absolwent WSOWŁ promocji 1971 roku Marian Więckowski