Jerzy Szyszko |
Sytuacyjna zaradnośćPodczas zajęć terenowych, w lesie gdzieś, innymi słowy, moc pomysłów "nietypowych", przychodziło nam do głowy. Ci, co w mieście wychowani, te zajęcia standardowe, jak zabawę traktowali, wszystko było dla nich nowe. Oni lasów, pól nie znali, wygłupiali się z przekory, gdy się z nimi zapoznali, nauczyli się pokory. Było ciągłe przemieszczanie na niewielkie odległości, rozwijanie i zwijanie, by osiągnąć szczyt sprawności. Łączność w ruchu być musiała, ciągłość pracy radiostacji dowodzenie zapewniała, powodzenie operacji. W nowy rejon dojeżdżamy, dla zasady rozpoznanie, znów na czas sprzęt rozwijamy, łączność? - jak na zawołanie. Potem stałe przedsięwzięcia: na przedpolu obserwacja, szlaban, drogi i podejścia, umocnienia, pozoracja. Grafik na noc czas ułożyć, jakoś się zakwaterować, z dwóch pałatek namiot złożyć, no i spanie przygotować. Dwóch kolegów ma zadanie stworzyć punkt na skraju lasu i prowadzić rozpoznanie. Dwie godziny na to czasu. Łączność kablem wybudować, potem okop dla dwóch osób, po skończeniu obserwować - kontakt w ustalony sposób. Gdyby szedł ktoś w tym kierunku, to zawracać i meldować, nie opuszczać posterunku zanim przyjdą was zluzować. Wszystko pięknie się układa, okop gotów, obserwują, ale wkrótce noc zapada, a ich jakoś nie luzują. |
...Nikt nie zgłasza się z obozu, chłodna noc się zapowiada, można się spodziewać mrozu, wracać? - chyba nie wypada. Chłodno, głodno, co tu robić? - ze wsi słychać psów szczekanie, coś musimy postanowić, trzeba pójść na rozpoznanie. Gałęziami dół przykryli i kierując się na światła, całkiem sporą wieś "odkryli", droga zaś nie była łatwa. Rzepy i kolczaste głogi, taki sobie skrót wybrali, podrapali ręce, nogi, nim się do wsi doczłapali. Gdy się po niej rozejrzeli, wiatr im przyniósł zapach chleba, duży komin wnet ujrzeli, dym się z niego wił do nieba. To piekarnia - zastukali, a piekarze się zdziwili, lecz serdecznie przywitali i do środka zaprosili. Gdzie tu znaleźć coś do grzania, my przyszliśmy prosto z lasu, brak nastroju nam do spania, a do rana kupa czasu. Takie rzeczy wszyscy wiedzą - dobry towar tutaj mamy, tam na skraju dobrze pędzą, bo my ciągle to sprawdzamy. Dosyć tych przyjemnych wrażeń, już im wracać było trzeba, z życzliwości zaś piekarze po bochenku dali chleba. Pyszne, ciepłe bocheneczki - do dziś smak ich pamiętają, a chrupiące ich skóreczki, z rozrzewnieniem wspominają. Nie ma już takiego chleba - gdzie ta mąka, gdzie piekarze? - mąki w mące szukać trzeba, nie da chleb z niej takich wrażeń. Wróćmy więc do tamtych czasów - grzanie na noc zakupili, bez zbędnego ambarasu wnet na punkt swój powrócili. |
...Tradycyjnie się rozgrzali, opróżnili butlę całą, pysznym chlebkiem zagryzali, aż im w głowach pojaśniało. Wymościli dół igliwiem, OP-1 się nakryli i zasnęli sprawiedliwie, lecz nad ranem się zbudzili. Z płaszczy pierwszy śnieg strząsnęli, pora roku się zmieniła - jesień była gdy zasnęli, teraz zima ich zbudziła. Własne zęby im szczękały, jakby ktoś się bawił bronią, one ze snu ich wyrwały - a z obozu wciąż nie dzwonią. Wnet zerwali się na nogi, kabel w biegu nawijają, sprawnie im ubywa drogi i się szybciej rozgrzewają. Gdy dotarli do obozu, już nikogo nie zastali, są na śniegu ślady wozów! - więc tym tropem podążali. Szli bez przerwy kilka godzin, kabel i telefon nieśli, wtedy byli sprawni, młodzi - no i swoich odnaleźli. Była obiadowa pora, najeść się do syta mogli, za dziś jedli i za wczoraj, tak piekielnie byli głodni. Uśmiał się ich przełożony - każdy z takim doświadczeniem, w zwiadzie będzie zatrudniony i zostanie tropicielem. Już nie zrobię dochodzenia i nie pytam, gdzie byliście, to jest teraz bez znaczenia, ważne, że tu trafiliście. "Tropiciele", tak zostało, to niezwykłe wydarzenie bardzo nam się spodobało, bo zaradność zawsze w cenie. |
Aktualizacja strony: 7 października 2014 r.