Burza.

Jerzy Szyszko
Autor




Zdarzenia śmieszne, dziwne i ciekawe



Na basenie


To są krótkie epizody,
ale jednak się zdarzyły,

figle, żarty i przygody,
które zwykle nas bawiły.

Ja pozbieram te zdarzenia,
bo w pamięci jeszcze trwają,
niech przeżyte znów wzruszenia,
szkołę nam przypominają.

Raz z pływania zaliczenie,
nie w zalewie na pomostach,
lecz w koszarach, na basenie,
tak z pozoru sprawa prosta.

Wszyscy jakoś tam pływali,
kraulem, pieskiem, albo żabą,
bez problemu zaliczali,
lecz pod wodą, to już słabo.

Nasz kolega z tego słynął,
skoki, "nurki" ciągle ćwiczył,
lecz pod wodą nie popłynął -
nagle, cudem to zaliczył.

...


Aż się wszyscy zadziwili,
bo przepłynął cały basen -
choć niektórzy nie wierzyli
stał się wręcz podwodnym asem.

Jak w ogóle to się stało? -
aż tyle metrów pod wodą? -
i dla asa to niemało,
a on płynął ze swobodą.

Wykładowca, mówiąc ściśle,
setki miał zaliczających,
nie znał wszystkich osobiście,
więc przedstawiał się zdający.

Skoczył ten, co dobrze pływał,
w płytkiej wodzie, blisko mety,
ten właściwy oczekiwał
i udały się przekręty.

Bo koledzy obie flanki
odpowiednio obstawili,
by możliwość dać podmianki,
zamieszania narobili.

...


Niby całkiem przypadkowo,
za co zaraz przeprosili -
może dziwnie, zagadkowo,
lecz test wszyscy zaliczyli.

A koledze zaś innemu
raz zabrakło trochę fartu,
płynął ponad pół basenu
i zawrócił, w stronę startu.

Po co on kierunek zmienił? -
może w dno uderzył głową,
w wodnej zgubił się przestrzeni
i tak płynął odruchowo.

Mogło skończyć się kłopotem,
jednak zdołał się wynurzyć,
dużo stracił tym nawrotem,
no i musiał test powtórzyć.


Egzamin wstępny z pływania


Teraz wspomnę wydarzenia
z egzaminów wstępnych, pierwszych,
ktoś miał plany i marzenia,
lecz dostawał się najlepszy.

Z wyszkolenia fizycznego,
był ogólny test sprawności,
na pływalni oprócz tego,
też odwagi i męskości.

Bo pływania rzecz dotyczy.
Miał pięćdziesiąt metrów basen,
choć stoperem czas ktoś liczył,
to nie była walka z czasem.

Gdy kandydat trochę pływał,
czas był tutaj drugorzędny,
strach i zimno pokonywał,
upór - czynnik tu niezbędny.

Jeden pływać nie potrafił,
jednak skoczył bez wahania,
choć się wody sporo napił,
zyskał za to moc uznania.

...


Za odwagę ci zaliczę,
przebojowy jesteś, młody,
będziesz pływał, na to liczę,
tu, jak widzisz, dużo wody.

Wykładowca się nie mylił,
ci, co byle jak pływali,
bardzo pilnie się uczyli -
wkrótce testy zaliczali.

Inny przykład, też z pływania,
ten jest z nieco innej strony,
a dotyczy przechwalania,
jak być można zawstydzonym.

Dużo było nas, cywili,
z zasadniczej też zdawali,
myśmy trochę zazdrościli,
bo wojskowe życie znali.

Był marynarz, z gęby, miny -
"woda mała, jak kałuża -
to w niej będą egzaminy? -
to przy morzu miska duża".

...


Elokwentny taki, bystry,
więc z szacunkiem nań spojrzeli
i z powodów oczywistych,
nikt się spierać nie ośmielił.

Na egzamin go wzywają,
ten ociąga się, lecz skacze,
bul, bul - tyczkę mu podają -
teraz mówi już inaczej.

Cóż to marynarzu? - flauta,
co przeszkadza, wiatry zmienne? -
to poniżej nawet skauta -
"bo, z obsługi ja naziemnej".


Marszobieg, Saharka, forma terapii


Marszobiegu zaliczenie -
każdy marsz codziennie ćwiczy,
lecz to bieg z oporządzeniem,
nikt go pieszo nie zaliczy.

Letni miał pięć kilometrów,
a trzy tylko bieg zimowy,
biegł z nas każdy bez wykrętów,
jeśli sprawny był i zdrowy.

Gdy bechatkę się włożyło,
minutowa superata,
to niektórym wystarczyło -
jeśli czasu mała strata.

Można było trochę zwolnić,
w marszu oddech uspokoić,
ale potem znowu gonić,
by stracony czas odrobić.

Lecz najlepszym rozwiązaniem,
był bieg ciągły, równomierny,
by nie tracić sił szarpaniem,
jednym słowem, biec bez przerwy.

Przed feriami wiosennymi
byłem chory, przeziębiony,
by wyjechać wraz z innymi
musiał test być zaliczony.

...


A gdy ktoś go nie zaliczył? -
to do domu nie pojedzie,
w czasie ferii będzie ćwiczył -
no i co to teraz będzie?

Było to na drugim roku.
Nie zostanę, by tu ćwiczyć -
muszę mimo kaszlu, szoku,
biec z gorączką i zaliczyć.

Aby mieć bonifikatę
tu bechatka się przydała,
można czasu pokryć stratę -
gdyby słabość mnie złamała.

Pod bechatką gołe ciało,
mundur zdjęty, odrzucony,
teraz to on ważył mało -
no a ile przepocony?

Plac defilad miejscem startu,
dookoła parę razy,
jeśli mam choć trochę fartu
to nic złego się nie zdarzy.

Dobre było założenie,
a choroba? - w strugach potu
nikła z każdym okrążeniem
i zniknęła, bez powrotu.

...


Na choroby świetny sposób,
katar, grypę, przeziębienie,
tak leczyło wiele osób -
dziś już poszedł w zapomnienie.

Jak się potem okazało,
ktoś w plotkarza się zabawił,
lecz to nas zdopingowało,
by zaliczyć przed feriami.

Jako kurort, sanatorium,
też Saharka nam służyła,
swym działaniem niby medium,
wielu chorych uzdrowiła.

Piach, zajęcia tak działały,
a szczególnie te z taktyki
w uzdrawianiu pomagały,
mając świetne w tym wyniki.

Piasek jest od potu słony,
z nim choroby wyciekały,
bieg, czołganie, skoki, skłony,
te mikroby wypędzały.


Skutki ćwiczeń na małpim gaju
a stan Ochaja

Sprawdzian był na małpim gaju,
a kolega nie zaliczył,
jak to było w obyczaju
intensywnie potem ćwiczył.

Na przepustkę się wybierał,
lecz wpierw musiał test zaliczyć,
małpi gaj już mu doskwierał,
nie chciał dalej na nim ćwiczyć.

Poszedł ze swym przełożonym -
"chcę ten test zaliczyć wreszcie,
by z treningów być zwolnionym" -
dość miał, czuł się jak w areszcie.

Przekonany był głęboko -
teraz dobry czas uzyska,
wlazł na ścianę "PERT" wysoko,
bo energią, siłą tryskał.

Ale ręka się omsknęła,
runął z pełnej wysokości,
prawa dłoń się podwinęła
i usłyszał chrupot kości.

Szybko szpital, prześwietlenie,
jest złamana kość strzałkowa,
gips po pachę, usztywnienie,
temblak, ręka już gotowa.

Na tej ścianie miał ktoś inny
identyczny wręcz wypadek,
lecz spadając chwytał liny,
osłabiło to upadek.

Choć nie widać było złamań,
doznał szoku w pierwszej chwili,
miał w szpitalu kilka badań,
potem wszystko prześwietlili.

Żadnych złamań nie stwierdzono -
zdrowy, tylko obolały,
a więc zaraz go zwolniono -
sińce tylko pozostały.

...


Niewygodnie chodzić z gipsem,
więc się głowił z kolegami,
jeśli błyśnie ktoś pomysłem
moja dola się poprawi.

Tak minęły trzy tygodnie,
ręka bardzo go swędziała,
nie mógł drapać się swobodnie -
wreszcie miarka się przebrała.

Z kolegami plan powzięli,
delikatnie i z ostrożna
piłką z dołu gips rozcięli,
wreszcie zdjąć go było można.

Tak dla oczu zamydlenia
czasem bywał zakładany,
by nie wzbudzać podejrzenia
z wierzchu był bandażowany.

Według potrzeb, możliwości,
mógł być zdjęty, założony,
korzyść miał z tej ruchomości -
z pewnych zajęć był zwolniony.

Raz budowa linii w lesie,
on jej z nami nie budował,
był zwolniony, ręka w gipsie,
nudził się i leniuchował.

Ktoś z kolegów go poprosił,
siedzisz tu i się obijasz,
będziesz nam paliki nosił
i gdzie trzeba je powbijasz.

Czym? - no, gipsem oczywiście,
przecież twardy jest jak skała,
bij w pal mocno, zamaszyście,
by połowa się schowała.

Tak w paliki gipsem stukał,
aż się echo roznosiło,
jakby dzięcioł larw w nich szukał -
wykładowcę to zdziwiło.

...


Gdy zobaczył co się dzieje
bardzo go to poruszyło,
niszczy mienie i się śmieje -
gipsu ciut się ukruszyło.

Krzyczał, groził, mieszał z błotem,
bo charakter miał już taki,
z "marszu" karać miał ochotę -
chichotali się chłopaki.

To go bardziej rozsierdziło -
"wszyscy dwóje dostaniecie,
czy to tak was rozśmieszyło,
że źle linię budujecie"?

Ktoś tam mruknął ooo! - dość głośno,
co to znaczy? - kto to ochał? -
krzyczał na nas znów ze złością,
precz z mych zajęć, już, wynocha.

Niech się zgłosi po zajęciach
dowódca waszej kompanii,
a o wszystkich zgrzytach, zajściach,
zameldujcie mu już sami.

Jakoś to się rozpłynęło,
nikt nie został ukarany,
lecz przezwisko się przyjęło,
Ochaj, tak był bardziej znany.

A na cześć tego zdarzenia,
las, gdzie były takie jaja,
dla tych chwil upamiętnienia,
odtąd zwano, stan Ochaja.


Skutki złej pozoracji


Nasz kolega miał fantazję,
podczas praktyk, na ćwiczeniach,
pozorować miał okazję,
lecz sygnały coś pozmieniał.

Z pozoracją tak to bywa,
w odpowiednim miejscu, czasie,
różne role się odgrywa,
lecz on działał w jakimś transie.

Ważna jest też obserwacja
i sygnały dowodzenia,
ma je znać też pozoracja
i nie wolno nic tu zmieniać.

...


A kolega rozbawiony,
kiedy strzelał z rakietnicy,
sygnał żółty, czy zielony,
to dla niego bez różnicy.

Co tu robić? - nikt nie wiedział,
bronić się, czy atakować?
Każdy więc w okopach siedział,
bo nikt nie chciał ryzykować.

Rzecz uznano za dywersję,
tak dosłownie to nazwali,
przez wygłupy wpadł w opresję -
niemal go aresztowali.

...


W sumie jakoś się wybronił,
lecz praktyki nie zaliczył,
zaufanie, czas roztrwonił -
my na urlop, a on ćwiczył.


O mało co obiad z zająca


Strzelaliśmy z krótkiej broni,
pierwszy raz, a więc ostrożnie,
nagle zając jak na dłoni -
można upiec go na rożnie.

Kicał sobie przed tarczami,
wpadł tam chyba przez przypadek -
poczuliśmy się łowcami,
w sam raz dla nas na obiadek.

...


To atawizm, instynkt taki,
tu myśliwi, tam zwierzyna,
podniecili się chłopaki,
"polowanie" się zaczyna.

Gdy świsnęły pierwsze kule,
nie drgnął nawet, skubał zioła,
koniczynkę wąchał czule,
choć pryskało coś dokoła.

...


Chyba był przyzwyczajony,
wychowany przy strzelnicy,
huk i świst to dźwięk znajomy,
znany w całej okolicy.

Gdy skończyły się naboje,
smak nam został po rosole.
Zaskoczony tym spokojem,
zając wnet pokicał w pole.


Pięć litrów na policzku


Alarm, wymarsz, brzask już świta -
noc w gęstwinie gdzieś się chowa,
śpiewem ptaków las nas wita
i żywiczna woń sosnowa.

Był posiłek, odpoczynek,
jakieś tam podsumowanie
i mniej więcej za godzinę
nic tu po nas nie zostanie.

Tak już było wiele razy,
jednak wracać nie będziemy,
bo dziś inne są rozkazy,
na noc w lesie zostajemy.

Ktoś zapytał się o spanie,
gdy pałatki rozłożycie,
wkoło sto "wigwamów" stanie,
jak u mamy się wyśpicie.

...


Po dwóch więc się dobierali,
tak mniej więcej równi wzrostem
i "wigwamy" budowali,
to już było całkiem proste.

Pościel z mchu, paproci, liści -
są w "wigwamie" dwie połowy,
każdy swoje łoże mości,
by się przyśnił świat bajkowy.

Całkiem nieźle nam się spało,
bo byliśmy dość zmęczeni,
lecz poduszek brakowało,
wszak spaliśmy wprost na ziemi.

Każdy jakoś kombinował
i podkładał coś pod głowę,
mundur w wałek ktoś zrolował,
co się dało, jednym słowem.

...


Ja pochłaniacz, ten od maski,
ktoś miał kanisterek mały,
od "poduszki" jakieś paski
na policzku mi zostały.

Ten pochłaniacz psuł mi cerę.
Kanisterek zaś kolegi,
piątkę miał i el, literę -
trochę dziwne jak na piegi.

Tak przez noc się odcisnęły,
dość powoli zanikały,
nim się całkiem rozpłynęły,
do kpin, żartów powód dały.


Skutki "lunatykowania"


W jakimś lesie ćwiczyliśmy,
kuchnia, wozy i namioty,
pełny komfort dostaliśmy,
ale było moc roboty.

Do namiotów szło się nocą,
chętni zaś na dachach spali,
gwiazdy w górze się migocą,
a więc do nich też mrugali.

One im odpowiadały,
po swojemu, przez przestworza,
w sposób dość niezrozumiały,
rankiem je gasiła zorza.

...


Wozy na dach zapraszały,
gdy szeroki, dwóch się zmieści,
drzewa szumem usypiały,
snuły leśne opowieści.

Gdy tak spali na tym dachu
jeden musiał za potrzebą -
dał krok w próżnię, nie czuł strachu
i zaliczył kontakt z glebą.

Trochę był niedobudzony,
czuł czymś innym, a nie głową,
działał jak ktoś zagrożony,
instynktownie, odruchowo.

...


Nic też sobie nie połamał,
tylko ręka zadrapana,
bo bezwładnie dosyć spadał -
wlazł na dach i spał do rana.


Coś na potwierdzenie teorii ewolucji


Co to jest przystosowanie?
Akceptacja tych warunków,
które dają nam przetrwanie,
to sens życia jest gatunków.

Umiejętność znajdywania
wyjścia z trudnych sytuacji,
proces zmysłów wyostrzania,
powstrzymanie degradacji.

Sprzęt łączności na ćwiczeniach
musiał spełniać swe zadania -
ale wszystkie urządzenia
wymagają zasilania.

Prądotwórcze agregaty
wszystkich w prąd zaopatrują -
produkując kilowaty
strasznie przy tym hałasują.

...


Lecz obsługa wytrzymuje,
mimo huku i warkotu
wciąż normalnie funkcjonuje,
bez zastrzeżeń i kłopotów.

Jeśli zaś dyżurny zaśnie,
w stacji, albo też na zewnątrz,
a agregat choćby "kaszlnie" -
to obudzi się na pewno.

Na niektórych urządzeniach,
gdy się łączność już "dograła",
to w kanale do strojenia
"kukułeczka" wciąż kukała.

Jeśli łączność ciągle trwała -
to dyżurny odpoczywał
i bez stresu noc mijała,
bo w kukanie się wsłuchiwał.

...


Kiedy kukać przestawała
z drzemki się natychmiast zrywał -
znaczy łączność się przerwała,
więc korekty dokonywał.

Te zdarzenia się sumują.
Gdy warunki nietypowe
ludzie się przystosowują -
poprzez instynkt, a nie głowę.


Czym jest żal?


Czym jest żal? - psychicznym stanem,
który gnębi, serce ściska,
taki ktoś ma przechlapane -
nieraz sięga do kieliszka.

Raz z kolegą rozmawiałem,
rozżalony był okrutnie,
co się stało? - zapytałem,
podziel ze mną się swym smutkiem.

Wczoraj się zdenerwowałem,
bo już miałem dość wszystkiego,
do "Krystynki" się wybrałem,
znaczy, do Południowego.

Lecz koledzy to odkryli -
my się też coś napić chcemy -
na pół litra się złożyli -
jak przyniesiesz, wypijemy.

...


A w "Krystynce" odprężenie,
lżej na duszy się zrobiło,
znikły wnet koszmarów cienie
i naprawdę było miło.

Ale "szczęście" krótko trwało,
choć się trochę rozmarzyłem
pora wracać, czasu mało -
o pół litra poprosiłem.

By butelka się nie zbiła,
za pazuchę ją włożyłem,
tam bezpiecznie się ukryła -
ja do koszar pośpieszyłem.

Szybko drogi ubywało,
zapomniałem o kłopotach,
nic ze stresów nie zostało
i stanąłem wnet u płota.

...


Taki płot to nie przeszkoda,
nieraz go pokonywałem,
tylko mi munduru szkoda -
bo już raz go rozerwałem.

Wtem, gdy byłem już w zeskoku,
usłyszałem coś dziwnego -
na tę myśl doznałem szoku,
to jak szkła brzęk tłuczonego.

Nie wiem jak ją upuściłem -
co kolegom teraz powiem? -
że po drodze ją wypiłem
wznosząc toast za ich zdrowie?

Choć żal jego rozumiałem,
o współczuciu nie ma mowy,
więc się tylko roześmiałem -
wiesz, ja jestem nietrunkowy.


Guma od majtek


Na praktykach rzecz się stała,
miał kolega kłopot wielki,
olimpijka się schlapała,
z pagonami, nawet belki.

Miał dziewczynę, bardzo miłą,
olimpijkę mu wyprała,
tarła proszkiem z dużą siłą,
że aż belki poszarpała.

Nic się już naprawić nie da,
bo w dodatku zbrązowiały,
no i teraz będzie bieda,
nowe by się tu przydały.

...


Wtedy w święta i w niedziele
wszystkie sklepy zamykali,
jak tu chodzić tak bez belek? -
wszyscy by się z niego śmiali.

Trzeba coś wykombinować -
guma! - choć o innym wzorze
belki może imitować
i z opresji wyjść pomoże.

Czuła się dziewczyna winna,
a że bardzo się przejęła,
więc zrobiła co powinna -
gumę z majtek wyciągnęła.

...


Belki świetnie się udały,
nagrodzone poświęcenie,
no a majtki? - opadały,
lecz zakryjmy to milczeniem.


Nacieranie pieca


Dla ochrony przed mrozami,
dawniej zamki i koszary
ogrzewało się piecami -
sposób dobry, jak świat stary.

Piec stał na żołnierskiej sali,
a palacze wyznaczeni
kiedy pora, w piecach grzali -
do palenia przeszkoleni.

Tak z pozoru sprawa prosta,
my te piece poznaliśmy
na praktykach, po jednostkach,
gdy studentów szkoliliśmy.

Oni wojsko zaliczali,
kiedy wiało nieco chłodem,
że im zimno, narzekali,
piece martwe, zioną lodem.

Trzeba było im tłumaczyć -
latem w piecach się nie pali,
można rozgrzać się inaczej,
może byście pobiegali?

...


Pomysł średnio ich zachwycił,
lecz ucichło narzekanie,
tak dla oka każdy ćwiczył -
byle tylko nie bieganie.

Z żartów słynął nasz kolega -
nie ma się tu o co spierać,
skoro nie lubicie biegać,
to będziemy piec nacierać.

Zbiórkę zrobił koło pieca,
trampki w dłoniach swych dzierżyli,
"co się dzieje"? - "co za heca"? -
gdyż piec cały otoczyli.

Kazał dłonie w trampki włożyć,
trzeć, aż kafle się rozgrzeją,
"co za cuda mamy tworzyć"? -
więc się rozbawieni śmieją.

Pół godziny nacierali
i choć trochę się zmęczyli,
kafli jakoś nie rozgrzali -
bo w to nigdy nie wierzyli.

...


Czy piec ciepły? - gdy sprawdzali
ciągle zimny się wydawał,
a gdy potem się oblali,
zrozumieli, że to kawał.

Krzyczą, panie podchorąży! -
piec gorący, cud się zdarzył,
z żaru, potu mundur ciąży,
jeszcze któryś się poparzy.

Czy na pewno jest wam ciepło? -
przysięgamy, prawda szczera,
jak na rożnie nas przypiekło,
już się szkliwo z kafli ściera.

Dobrze, koniec nacierania,
piec gorący? - tak mówicie,
więc w nagrodę za starania
teraz dobrze się wyśpicie.

Poważanie miał kolega,
lubił sobie pożartować,
student bystry, czy lebiega,
wolał z nim nie kombinować.


Żona za jabola


Jabol - wino marki wino,
tanie, a więc popularne,
walił w nery, z tego słynął,
stąd wspomnienia raczej marne.

Sok jabłkowy, lecz skwaśniały -
źródłem mocy była siara
i ten coctail niedojrzały,
młodzież piła na wagarach.

Dodatkowo więc jabola
zwano kwachem lub sikaczem,
bo jak brzuch i pęcherz bolał,
to sikali niemal z płaczem.

I choć czynił wiele złego,
nader często spożywany,
jako część zła koniecznego
wśród młodzieży traktowany.

Pięknym latem, jeziorami,
tak Mazury nas witały,
miesiąc praktyk był przed nami,
a dziewczyny już czekały.

Po przybyciu do jednostki
trzeba było się urządzić,
kwaterunek, obowiązki,
miasto poznać, by nie błądzić.

Na początku rozpoznanie,
tu przydała się taktyka,
więc do dziewczyn jest pytanie,
czy chcą być za przewodnika?

Lecz nim padła propozycja,
obserwacja, namiar celów,
w końcu jednak intuicja,
ta! - wybrana spośród wielu.

Namierzanie było różne,
wygląd to jest pół osoby,
czasem śliczne, ale próżne,
tylko ciuchy i ozdoby.

...


Zwykle takie znajomości
trwały krótko, bo nudziły,
nie skłaniały ku bliskości,
najzwyczajniej nie iskrzyły.

Nowych celów namierzanie,
każdy śpieszył się, nie zwlekał
i skrócone testowanie,
bo bezwzględny czas uciekał.

Nasz kolega to miał talent,
sprytny, bystry, elokwentny,
oprócz wielu wad i zalet,
był blagierem nieprzeciętnym.

Kiedyś wrócił z miasta późno -
dwie dziewczyny dziś poznałem,
koleżanki, lecz się różnią,
jedną sobie już wybrałem.

Druga jest do odstąpienia,
bardzo fajna, lecz wstydliwa,
swych walorów nie docenia,
nie mam czasu jej zdobywać.

Za jabola, kto się zgłasza? -
jutro finał tej transakcji,
do kawiarni go zapraszam
i dokonam prezentacji.

Elegancko, bez kłopotów -
nie znam innych wad ukrytych,
no i nie uznaję zwrotów,
jabol będzie już wypity.

Dobrze, wchodzę w te układy,
stwierdził jeden po namyśle,
jeśli chodzi zaś o wady,
biorę całość oczywiście.

Tak to właśnie się poznali,
chyba im coś zaiskrzyło,
bo się często spotykali -
po praktykach się skończyło.

...


W szkole służba i zajęcia,
aż tu nagle, odwiedziny,
kto to był? - nie miał pojęcia -
to z praktyki dwie dziewczyny.

Było czułe powitanie,
uściski, śmiech, radosne łzy -
beznadziejne jest czekanie,
to, że jestem, sprawiłeś ty.

Straszna pustka pozostała,
każdej nocy mi się śniłeś,
całe dnie o nas myślałam,
a ty nic, nie zadzwoniłeś.

Z koleżanką przyjechałam,
ona wspiera mnie w rozterce,
najgorszego też się bałam,
że straciłam twoje serce.

Gdy tak żale wylewała,
miękło serce zatwardziałe -
w jego ręce powierzała
przyszłość, siebie, życie całe.

I już koniec tych emocji,
moja się skończyła rola,
ślub się odbył po promocji -
a to wszystko przez jabola.

Ja na ślubie ich nie byłem -
w bajkach taki finał bywa,
więc jabola nie wypiłem -
bo historia jest prawdziwa.


Sposób na upały


Latem zwykle są upały,
lecz gdy służbę przyszło trzymać,
bardzo wtedy dokuczały -
mundur można by wyżymać.

Strój na służbę był służbowy,
pory roku się zmieniały,
mundur ciągle jednakowy,
więc problemy powstawały.

Podkoszulek i koszula,
mundur, krawat, spodnie, buty,
a leżało to "jak ulał" -
coś jak rycerz w stal zakuty.

Kiedy słońce mocno grzało,
podkoszulka nie wkładano,
lecz niewiele to dawało,
innych opcji więc szukano.

Komuś wpadła myśl genialna,
jak koszulę zredukować,
aby część jej minimalna
mogła całość imitować.

...


Tu nożyczki się przydały -
przód koszuli i kołnierzyk
od całości odcinały -
teraz trzeba ją przymierzyć.

By "koszula" nie spadała,
musi coś ją podtrzymywać,
na tasiemkach więc wisiała -
trzeba wpierw je poprzyszywać.

Tak je sprytnie porozstawiać,
by "koszulę" naciągały,
potem je pozawiązywać,
aby torsu nie ściskały.

Trudno ubrać się samemu,
wszak tasiemki są na plecach -
pomagali więc każdemu
włożyć ten "koszuloplecak".

Teraz było luźniej, chłodniej,
przewiew hulał pod mundurem
i o wiele lżej, wygodniej -
wszystko przez temperaturę.

...


Ci, co służbę już trzymali
wynalazek docenili,
częściej z niego korzystali,
na przepustki w tym jeździli.

Wyjeżdżali, gdy był upał,
lecz warunki się zmieniły -
czy to dzięcioł w drzewo stukał?-
nie, to zęby im dzwoniły.

To potrzeba lub konieczność
wynalazców inspiruje -
wynalazki nie na wieczność,
życie je weryfikuje.


Ot i po przepustce


Szatnia - to bez tłumaczenia
pomieszczenie na ubrania.
Wojsko funkcji tej nie zmienia,
to mundurów przechowalnia.

Widać z tego więc wyraźnie -
w szatni mają być mundury,
choć czasami, tak doraźnie,
jakieś farby, śruby, rury.

Na rejonach ktoś malował,
nie zużyte materiały
w magazynku zwykle chował,
by się nie poniewierały.

Szefa nie ma, więc "na krótko",
szatniarzowi przekazywał,
w magazynku będą jutro,
lecz nazajutrz zapominał.

...


Nasz kolega raz się cieszył,
bo przepustka już czekała,
zrozumiałe, że się śpieszył -
a tu - farba się wylała.

Obok czapek, gdzieś wetknięta,
puszka farby nitro stała
i choć była źle zamknięta,
jakoś się nie przewracała.

Biorąc czapkę puszkę strącił,
ta go w głowę uderzyła,
fakt ten jej strukturę zmącił
i przykrywkę wysadziła.

Oczywiście się rozlała,
był niemile zaskoczony,
twarz mu farbą ociekała,
stał się UFO, bo zielony.

...


Rozpuszczalnik, mycie głowy,
to jest nitro, więc paruje,
też uczula, kłopot nowy,
trzeba wietrzyć, bo przytruje.

Aby zdrowia nie narażać,
większych ustrzec się kłopotów,
poszedł wreszcie do lekarza -
dostał jakieś antidotum.

Coś do głowy smarowania,
by nie wdały się obrzęki,
szczęściem bez bandażowania,
bo w upały miałby męki.

Choć koledzy pomagali,
z troską wszystkim się zajęli,
cofnąć faktów nie zdołali,
więc przepustkę diabli wzięli.


Kapownik szefa


Miał szef zeszyt do wszystkiego,
zwykle pisał przewinienia,
raz podobno coś dobrego -
nie kryliśmy zaskoczenia.

Limit grzechów się wypełniał,
były kary i rozmowy,
swe notatki wtedy skreślał,
znowu poziom był zerowy.

Wiele razy ktoś próbował
wykraść, zniszczyć te zapiski,
lecz on dobrze ich pilnował -
to był temat bardzo śliski.

Kiedyś apel, szef świętuje,
awans dostał - chorążego,
ktoś się spytał, czy daruje
grzechy nam z zeszytu swego.

...


Będzie szef wspaniałomyślny,
takie święto tego warte,
my, choć trochę grzeszyliśmy,
chcemy dziś mieć czystą kartę.

Dobrze - mówi szef - daruję,
lecz już tak nie podpadajcie,
cieszcie się, gdy ja świętuję
i choć trochę pokochajcie.

Z torby swojej zeszyt sięgnął,
porwał go w kawałki, paski,
a nam serca dziwnie miękną,
samorzutne grzmią oklaski.

Trochę czasu upłynęło,
ktoś tam podpadł - takie życie,
notowanie się zaczęło,
ale gdzie? - nie uwierzycie.

...


Szef wyjmuje zeszyt stary,
ktoś się dziwi zaskoczony,
co się dzieje? - nie do wiary,
przecież on już był zniszczony.

Szef się śmieje, stara sztuczka,
inny zeszyt był porwany,
dla was młodych to nauczka,
bo wasz szef jak lis jest cwany.

Życie nieraz was zaskoczy,
co jest złe, a co właściwe? -
widzieć coś na własne oczy,
to nie znaczy, że prawdziwe.


Bujane apele


Były co dzień dwa apele,
lecz dla służby najtrudniejsze
te w soboty i w niedziele,
choć w teorii spokojniejsze.

Chodzi o stan osobowy,
trzeba się rozliczyć z ludzi,
było to łamanie głowy,
to wspomnienie uśmiech budzi.

By nie było wątpliwości -
wszak z soboty na niedzielę
na przepustkę wyjść najprościej,
także innych spotkań wiele.

Ważne kto nas liczył, sprawdzał,
lepiej, gdy ktoś obcy, nowy,
bo swój wszystkich rozpoznawał,
o podmiankach nie ma mowy.

Rzadko, ale się zdarzało,
kiedy manko w rozliczaniu
to się ludzi pożyczało,
od sąsiadów, w zaufaniu.

Awaryjnie tym sposobem
manko się uzupełniało,
liczył sztukę ktoś, osobę -
w rozliczeniu wszystko grało.

W magazynkach, czasem w szatniach,
okna były kratowane,
nie po schodach, lecz po kratach,
piętra były zdobywane.

...


W sytuacjach alarmowych
kraty nieraz otwierano,
w zagrożeniach pożarowych,
mienie ewakuowano.

By możliwość wejścia stworzyć,
czynność była bardzo prosta -
wystarczyło je otworzyć,
otwierały się od środka.

Niby ktoś był w radiowęźle,
czy też test na hali ćwiczył,
lecz wezwany prosił w pędzie,
by kontrolny go doliczył.

Raz już w szyku był liczony -
po apelu nie zwlekając,
tłum był sztucznie dlań stworzony,
a on wpadał niczym zając.

W radiowęźle płyt słuchałem,
a że czas przyjemnie płynął,
więc się trochę zasiedziałem
i apelu czas przeminął.

To się zawsze udawało,
jeden, dwóch, zwykle starczyło,
lecz czasami to za mało,
więc inaczej się liczyło.

W dwuszeregu wszyscy stali,
podoficer kombinował,
gdy kolejno odliczali,
drugi szereg balansował.

...


Każdy z tyłu dobrze wiedział,
że jak jest już odliczanie,
muszą zrobić większy przedział -
znaczy szyku rozrzedzanie.

Bo niektórzy miast jednego,
dwóch, półtora pokrywali,
krótką chwilę i dlatego
jakby trochę się ruszali.

Stąd też nazwa, szyk bujany,
wyglądało to niewinnie,
świetnie był opanowany,
szło liczenie szybko, płynnie.

To kolegów ratowało,
a to wszystko przez dziewczyny,
czasem się nie udawało -
nie ma w tym niczyjej winy.

Nie okiełzna się młodości,
tu zakazy nieskuteczne,
mimo kar, ich surowości -
to pokoleń prawo wieczne.


Co opisać się nie dało


Co intymne, osobiste,
co z nas każdy sam przeżywał,
to jest chyba oczywiste,
że nie będę opisywał.

Wspomnę jednak o całości,
jak po latach to widzimy,
z perspektywy, odległości -
choć historii nie zmienimy.

Ważny okres, dojrzewanie,
zgodnie więc z natury prawem,
wielu seks i podrywanie
traktowało jak zabawę.

Ci najlepsi "zawodnicy",
tych nieśmiałych pouczali,
zawsze mogli na nich liczyć -
mężczyznami się stawali.

...


To jest rzecz nam w genach dana,
również sposób uwodzenia,
od początku, od Adama,
w swej istocie się nie zmienia.

Pewność siebie mieć, odwagę -
według własnych możliwości -
trzeba brać też pod uwagę
fakty i okoliczności.

Może trochę nam taktyka
pomagała w tych bataliach,
lecz nic nie ma bez ryzyka
kiedy działa się w realiach.

Czy się czymś wyróżnialiśmy
w tamtych czasach wśród młodzieży? -
odważniejsi ciut byliśmy,
choć nikt tego nam nie mierzył.

...


Zatem nasze zachowania,
w zgodzie szły z epoki duchem,
nieodparta chęć poznania,
wraz z gorącej krwi odruchem.

Wcześniej o tym już pisałem,
zew natury, krew, hormony,
po namyśle, przerywałem -
przecież mamy teraz żony.

Aktualizacja strony: 1 kwietnia 2016 r.


© 2007 - 2016 Absolwent WSOWŁ promocji 1971 roku Marian Więckowski