Burza.

Jerzy Szyszko

kasyno

Kasyno oficerskie



Zjazdy


Jak to było w obyczaju,
po promocji, już z gwiazdkami,
rozrzucono nas po kraju -
radźcie teraz sobie sami.

Z bojowymi nastrojami,
bo optymizm zwykle górą,
choć z pewnymi obawami,
ruszaliśmy w świat z brawurą.

A w jednostkach już czekano,
niecierpliwie i z nadzieją,
inżynierów wnet dostaną,
którzy obraz wojska zmienią.

Co z tych planów się spełniło? -
odpowiedzcie sobie sami,
coś z pewnością się zmieniło,
lecz czy zgodnie z życzeniami?

Kto w plecaku miał buławę,
łatwiej trudy pokonywał,
to wpływało na postawę,
na karierę, służby finał.

Był dylemat jednocześnie -
dzieci się zaczęły rodzić,
jak czas dzielić bezboleśnie
i jak z pracą to pogodzić?

Każdy się przystosowywał,
pokonywał przeciwności,
a gdy już nie wytrzymywał
wracał myślą do przeszłości.

Do lat szkolnych, do kolegów,
ożywiały się wspomnienia,
w tych alarmach, w mrozie, śniegu,
często szukał ukojenia.

I tęsknota powstawała,
za tą szkołą, jej murami,
do działania zachęcała,
by się spotkać z kolegami.

Te marzenia się spełniły,
znów się w szkole spotkaliśmy -
ale twarze się zmieniły,
z trudem się poznawaliśmy.

Lat piętnaście, moim zdaniem,
to niewiele od promocji,
lecz kłopoty z rozpoznaniem
przysporzyły nam emocji.


Pierwsze kroki na dyżurkę,
tam kolega nas przyjmował,
dał "plakietkę" i na zbiórkę
na plac musztry pokierował.

Te "plakietki" z nazwiskami,
dały szansę rozpoznania,
znów iskrzyło między nami -
bez ciągłego przedstawiania.

Pozostała barwa głosu,
padające pierwsze słowa
zdejmowały "klapki" z oczu,
ściskaliśmy się od nowa.

Zbiórka wszystkich i meldunek,
oficjalne powitanie,
jest wzruszenie i szacunek,
i radosne wspominanie.

Nieobecnych czcimy ciszą,
tak umarłym hołd składamy,
pewnie się w zaświatach cieszą,
że i o nich pamiętamy.

Tym, co z nami być by chcieli,
lecz niemocą dziś złożeni,
myśl prześlijmy, by wiedzieli,
że dziś nie są opuszczeni.

Wiele pytań, opowieści,
był co chwila świeży wątek,
to się nie da w czasie zmieścić,
lecz spotkania to początek.

Jest dzień cały, noc przed nami
i dzień drugi, czasu wiele,
przepełnione wspomnieniami,
tak się cieszą przyjaciele.

Nasz komendant miał życzenie,
aby w zjeździe uczestniczyć,
chętnie przyjął zaproszenie -
znów się z nami chciał zobaczyć.

On tak bardzo był lubiany,
wielkim się szacunkiem cieszył,
w mowie czasem przedrzeźniany -
niejednego z nas rozgrzeszył.

Za młodości grzechy nasze,
za lewizny i wybryki,
choć się zdenerwował czasem,
to nie były głośne krzyki.


Szkoła trochę się zmieniła -
sal przybyło wykładowych
a Saharka się pokryła
mnóstwem zapór, całkiem nowych.

Wszystko to oglądaliśmy,
lecz się zmienił punkt widzenia -
sprzęt w jednostkach też mieliśmy,
poligony i ćwiczenia.

Kiedyś nasi przełożeni,
do dyskusji dziś partnerzy,
bo my też już doświadczeni,
szkoliliśmy moc żołnierzy.

Już spotkanie zakończone,
do swych domów wyjeżdżamy,
ale jest postanowione,
za pięć lat się znów spotkamy.

A na koniec tych emocji,
by w pamięci zjazd pozostał,
krawat - na nim rok promocji,
jak talizman każdy dostał.

Ta tęsknota serca szczera -
więzi kiedyś zadzierzgnięte
i lat szkolnych atmosfera,
to wartości dla nas święte.

W zjazdach je pielęgnujemy
przeżywając wspólne chwile,
młodość tak odnajdujemy,
tylko tyle? - czy aż tyle?

Często się spotykaliśmy,
co pięć lat, jak by nie liczył,
z różnych stron tu ciągnęliśmy,
a niektórzy z zagranicy.

Coraz trudniej się rozpoznać,
czas nas tyka nieustannie
i odmienia naszą postać,
my bronimy się, lecz marnie.

A on leci coraz szybciej -
chcemy go powstrzymać w biegu,
no i zjazdy mamy częściej,
lecz ubywa nas z szeregu.

Co dwa lata - też za długo,
bo natury się nie zmieni,
czas też nie jest naszym sługą -
coraz bliżej nam jesieni.

Przeto cieszmy się spotkaniem
i kolegów uściskajmy
a młodości wspominaniem,
ducha swego umacniajmy.



Aktualizacja strony: 17 grudnia 2013 r.


© 2007 - 2014 Absolwent WSOWŁ promocji 1971 roku Marian Więckowski